Blog

Twarde pięści – miękkie serce. Opowieść o pięściarzu z Kielc.

Zapraszamy do przeczytania wywiadu ze Stanisławem Niebudkiem (na zdjęciu) - naszym przyjacielem, członkiem Zarządu Warszawskiego Klubu Przyjaciół Ziemi Kieleckiej. Gościnnie do naszego Klubu przybyła pani redaktor Joanna Strączek - która przeprowadziła wywiad z naszym Stasiem. Joasiu - serdecznie dziękujemy. Wbijaj się do nas częściej!

 

Twarde pięści – miękkie serce. Opowieść o pięściarzu z Kielc.

Stanisław Niebudek urodził się 31 lipca 1952 roku w Kielcach. Pięściarz, medalista mistrzostw kraju, mistrz Polski juniorów w kategorii 48 kg Lublin 1970. Zwycięzca Turnieju Vaclava Prochazka w czeskiej Ostrawie. Pan Stanisław jest znakomitym przykładem człowieka dążącego do celu, ambitnego i walecznego. Swoimi osiągnięciami i licznymi sukcesami rozsławił kielecczyznę i pozostał sobą; sympatycznym, serdecznym i otwartym człowiekiem. Rozmawialiśmy z nim kilka dni temu.


 Na zdjęciu (Drużynowy Mistrz Polski 1974 r. ): pierwszy od lewej Jerzy Skoczek , mistrz polski w wadze ciężkiej, Jacek Kucharczyk , mistrz Polski w wadze średniej, Edmund Montewski, wicemistrz Polski w wadze lekkośredniej. Pierwszy od prawej Stanisław Niebudek.

 

Joanna Strączek: panie Stanisławie, kiedy odkrył pan w sobie zamiłowanie do pięściarstwa?

Stanisław Niebudek: miałem wtedy 16 lat. W telewizji oglądałem Olimpiadę w Meksyku. W ringu walczył wówczas niezapomniany Jerzy Kulej i pochodzący z Ponidzia Józef Grudzień –mój wielki, serdeczny przyjaciel. Byłem zafascynowany tymi walkami. Potem do mojej szkoły (przyzakładowa szkoła Armatury Kielce, przyp.red.) przyszedł znany kielecki bokser, trzykrotny mistrz Europy Leszek Drogosz. Opowiedział nam o tym sporcie i ogłosił nabór do szkółki pięściarskiej. Zgłosiłem się chętnie, podobnie jak blisko stu moich kolegów. Po roku z tej licznej grupy zostało nas zaledwie dziesięciu - boks to wymagający sport. Miałem wtedy 16 lat. Po roku walczyłem już w Mistrzostwach Polski w federacji Gwardia gromadzącej wtedy 16 klubów z całej Polski. Wkrótce potem wywalczyłem Mistrzostwo Polski juniorów w wadze papierowej.

J.S. Kiedy stoczył pan swoją pierwszą, poważną walkę?

S.N. To było na samym początku zawodowej kariery. W roku 1969 mierzyliśmy się z Gwardią Wrocław. Pamiętam, jak bardzo się stresowałem przed tą walką, nie mogłem zasnąć. Trema minęła rano po śniadaniu. Walka wypadła bardzo dobrze, wygrałem w I rundzie przez tzw. techniczny nokaut. 

J.S. Jak to jest z tym stresem panie Stanisławie? Czy pojawia się przed każdym spotkaniem w ringu? Czy jest jakiś złoty środek na dobre przygotowanie emocjonalne do walki?

S.N. Trema jest zawsze i uważam, że jest to potrzebne. Ta adrenalina dodaje animuszu i chęci do walki. Jak sobie z tym radziłem? Należy pamiętać, że w tamtych czasach nie było sesji z psychologami. Mieliśmy tylko trenera i jego podpowiedzi, sugestie, rady, co było zresztą bardzo pomocne. Ja osobiście na kilkanaście godzin przed walką starałem się wyciszyć, szukałem miejsc odosobnienia, by pomyśleć w samotności. Potem zasypiałem, a rano budziłem się gotów do walki.

J.S. Stoczył pan wiele walk. Którą z nich wspomina pan z największymi emocjami? Kto okazał się najtwardszym przeciwnikiem w całej pańskiej karierze?

S.N.  To było podczas mistrzostw kraju w roku 1972. Miałem wówczas niecałe 20 lat. W ringu zmierzyłem się z Romanem Rożkiem. Zdawałem sobie sprawę, że za dużych szans nie mam. Przegrałem lecz ze świadomością, że był to bardzo dobry pojedynek. Wywalczyłem wicemistrzostwo Polski, poza tym byłem wtedy najmłodszym zawodnikiem turnieju. W pamięć mocno zapadła mi także walka z Henrykiem Średnickim, ówczesnym mistrzem świata w boksie amatorskim.  Mimo dużej przewagi przeciwnika udało się wygrać ten pojedynek w wadze muszej. Wcześniej czterokrotnie mu uległem. Tak, zdecydowanie Henryk Średnicki był moim najtwardszym przeciwnikiem.

J.S. Wygrana zawsze bardzo cieszy, ale są zwycięstwa, które napawają szczególną satysfakcją. Jak to było u pana?

S.N. Wbrew pozorom nie były to mistrzostwa Polski, ale później, gdy walczyłem już w barwach Gwardii Warszawa o drużynowe Mistrzostwo Polski. To był rok 1974, walczyliśmy w Poznaniu, a naszym przeciwnikiem było Wybrzeże Gdańsk. Na ringu spotkałem się z Hubertem Skrzypczakiem, mistrzem Europy. Pokonałem go mimo, że był znacznie mocniejszy ode mnie, a moja wygrana mocno przyczyniła się do ogólnego sukcesu mojej drużyny. Koledzy gratulowali mi tej walki, a ja odczuwałem ogromną satysfakcję.

J.S. Pięściarstwo jako sposób na życie… dało się z tego utrzymać rodzinę?

S.N. Mnie się to udało, a pomógł w tym na pewno awans do Gwardii Warszawa i przeprowadzka do stolicy. Większe miasto, większe perspektywy. Dostaliśmy mieszkanie, żona znalazła pracę. Dzieci miały znacznie lepsze warunki. Wykształciły się. Córka jest prawnikiem, syn architektem. Boks był moim jedynym zajęciem, ale pozwalał na życie na dobrym poziomie. Przez cały czas także starałem się zabezpieczyć nas na przyszłość. Szkoliłem się, dokształcałem. Po zakończeniu kariery pięściarza podjąłem pracę w policji. Dziś, jako emerytowany policjant jestem szefem ochrony w poważnej firmie.

J.S. Dużo słyszy się o problemach zdrowotnych byłych pięściarzy. Boks to bardzo kontuzyjny sport prawda?

S.N. Zgadza się. Jest to sport niebezpieczny i kontuzyjny. Miałem to szczęście, że poważne urazy mnie omijały. Raz miałem złamany nos. Takie uderzenia odczuwa się dopiero po walce. W ringu adrenalina działa jak najlepsze znieczulenie.

J.S. Czy lubi pan dziś oglądać walki bokserskie?

S.N. Oczywiście. Bardzo lubię popatrzeć na pojedynki dobrych pięściarzy. Nie oglądam walk KSW czy MMA. Są dla mnie zbyt brutalne.

J.S. Przez większą część życia staczał pan walki w ringu. By to robić trzeba mieć w sobie zamiłowanie do takich pojedynków. Przepraszam, ale muszę zapytać,  czy jako dzieciak lubił się pan bić z kolegami na podwórku?

S.N. (śmiech) Byłem drobny, ale zadziorny. Nie pozwalałem sobie dmuchać w kaszę, potrafiłem się postawić nawet znacznie większym kolegom. Często stawałem w obronie koleżanek czy słabszych kolegów.

J.S. Jest pan kielczaninem z urodzenia, a od wielu lat mieszka pan w Warszawie. Tęskni pan trochę za Kielcami?

S.N. Tęsknię bardzo. Spędzam w Kielcach każdą wolną chwilę. Mam tu starszych rodziców i całą rodzinę. Serdecznie pozdrawiam wszystkich kielczan i mieszkańców regionu świętokrzyskiego.

Panie Stanisławie, dziękuję za rozmowę i życzę wszystkiego najlepszego.

 

Joanna Strączek

 

 

Na zdjęciu (pierwszy plan) Stanisław Niebudek. Z lewej Jerzy Skoczek - pięściarz wagi ciężkiej - Gwardia Warszawa.

 

Stanisław Niebudek (na zdjęciu) – polski pięściarz, medalista mistrzostw kraju. W 1970 roku w Lublinie został mistrzem Polski juniorów w kategorii 48 kg, pokonując w finałowej walce Leszka Borkowskiego z Gwardii Łódź. Rok później wygrał Turniej Václava Procházka w czeskiej Ostrawie, zwyciężając Węgra Ferenca Kozmę.

Na zdjęciu (1976 r.) od prawej: Antoni Komuda - legendarny trener Gwardii Warszawa, Stanisław Niebudek, Mieczysław PastuszkoJerzy Rybicki , mistrz olimpijski z Montrealu 1976 r., Michał Szczepan (trener), siódmy od lewej Paweł Skrzecz.  Od lewej: Jerzy Skoczek, Alfred Cichowlas, Grzegorz Skrzecz.

Na zdjęciu: pierwszy od lewej Stanisław Niebudek, za nim pierwszy od lewej Bogdan Gajda - Mistrz Europy (waga lekka), trener, olimpijczyk, zawodnik Górnika Pszów oraz Legii Warszawa.